7/2/09

(PL) BFK- podsumowanie

Dwóch osobników, kryjących się pod wdzięcznymi ksywami Ystad i kmh prosili o skomentowanie. I sądzę, że to by było nawet zdrowe szczególnie, że byłam ja, jako osoba spoza kręgu polskich komiksiarzy, i moja osoba towarzysząca, która jest kompletnie spoza kręgu jakiegokolwiek komiksu. Po każdym spotkaniu robiliśmy sobie niezłą dyskusję, no i tak jakoś sportowo i zdrowo doszliśmy do podobnych wniosków.
Nie mogliśmy być naturalnie na wszystkim po kolei, bo to było fizycznie niemożliwe. Niby było nas dwoje, ale ani jedno, ani drugie samo siedzieć nie chciało.

Pierwszego dnia poszliśmy na otwarcie. Troszkę spóźnieni byliśmy, ale była obsuwa, dużej więc różnicy to raczej nie zrobiło. Otwarcie polegało na tym, że wymieniało się wszystkich po kolei sponsorów. A pani, która chyba 5 minut przed rozpoczęciem dowiedziała się, że ma tłumaczyć, starała się nadążyć. Była strasznie zdenerwowana, zaschło jej w gardle. Punkty za organizację tłumacza, na razie minusowe niestety. Ale w sumie, obcokrajowców na tym festiwalu raczej nie było. Swoją drogą, jak to już wielokrotnie powtarzałam, nie nazwałabym tego "festiwalem", a raczej "spotkaniami" komiksowymi. Ale do tego zaraz dojdziemy.
Pierwszą rzeczą, jaką sobie zobaczyliśmy, to Blogerzy kontra Serwisy komiksowe. I niestety, zaczęła się prawdziwa dyskusja dopiero na pięć minut przed końcem. Mogłoby być naprawdę ciekawie oglądać obrzucanie się nawzajem błotem. Daniel Chmielewski (http://pubpodpicadorem.blogspot.com/) by zachował stoicki spokój, nie ma bata, ale Łukasz Babiel (http://motywdrogi.pl) skakałby jak wściekły pies. Zamieniłam nawet z nim potem parę słów, nadal był wkurzony jak osa, a przynajmniej ja to tak odebrałam. Dyskusja naprawdę mogłaby być ciekawa. Moje wnioski? Za dużo osób ma dostęp do internetu chyba... namnożyło się blogów, ale i serwisów. I jak blog ma, że tak to ujmę do tego prawo, nawet przy tak słabym rynku komiksowym, bo on wypowiada swoje zdanie, tak serwisów jest dużo za dużo. Te 6 portali, żetelnie dzielące się informacjami, jak najbardziej obiektywnymi, nie spełnia swojej roli przy tak małym zapotrzebowaniu rynkowym. Jestem za tym, aby to skrócić do dwóch serwisów. Jeden nie może być, nie może być monopolem, potrzeba zdrowej konkurencji. Dlatego dwa serwisy w zupełności wystarczą.
Potem wybrałam się na warsztaty KRL'a, które odebrałam jak najbardziej pozytywnie. Chłopak totalnie na luzie do tego podszedł, powiedział co wiedział, był jak najbardziej otwarty na opinie innych ludzi. Fajnie tłumaczył proces tworzenia komiksu na własnym doświadczeniu, prezentując swoją żmudną drogę do stworzenia "Wąż, szeptucha i stary kredens" (za poprawkę dziękuję Danielowi Ch...). Nie nazwałabym tego warsztatami, a raczej kolejnym wykładem, ale było to bardzo inspirujące. Chyba w następnym moim roku, zaatakuję belgisjkich profesorów słowiańskimi legendami...
Spotkanie z David'em Lloyd'em- bajeczne. Facet ma super poczucie humoru, chyba nikt się tam nie wynudził. Pół biografia, pół promocja książki, ale przede wszystkim, opowieść, w jaki sposób dosżło do tego, że V jak Vendetta zostało wydane. No i pięknie pokazana żmudna do tego droga. Że ni nie przychodzi od tak, po prostu, tylko trzeba naprawdę ciężko popracować. No, a potem po podpisy. Niestety, nieprzytomny stan umysłu spowodował, że zwinęliśmy się zaraz po podpisach. I następnego dnia żałowałam, że nie przeszliśmy się jeszcze na Bitwy Komiksowe, o których najzwyczajniej na świecie na śmierć zapomniałam. Ale przynajmniej wyspałam się ciupinkę...
W niedzielę, dnia następnego, wybraliśmy się na wykład Daniela Chmielewskiego (http://pubpodpicadorem.blogspot.com/) "Kompozycja jako coś więcej niż zbiór elementów na płaszczyźni". Daniel, zabij mnie, proszę Cię bardzo (zakładając, że kiedykolwiek wstępujesz na ten blog), ale było to śmiertenie nudne. Prawda jest taka, że Daniel przedstawiał wyłącznie w jego opinii dobre kompozycje (przy niektórych bym ostro się sprzeciwiała, ale grzecznie na tym krześle siedziałam), ale żadnych innych. Gdyby pokazywał zarówno i te złe, wytykał, dlaczego, prowadził dyskusję sam ze sobą, byłoby to szelenie interesujące. A tak, to strzelił monologiem na półtorej godziny, którego w sumie niewiele osób mogło zrozumieć, dlaczego to jest dobre w tym wypadku. No i właśnie, można by było się lepiej czasowo zorganizować. A szkoda...
Potem była szybka prezentacja projektu "Karton" (Tomasz "Asu" Pastuszka, Piotr Nowacki i Bartosz Sztybor). Bardzo pozytywny. I chociaż jestem ciupinkę na to sceptycznie nastawiona, to nadal zmotywowana. Dorwę się, przeczytam, to skomentuję. Dlaczego sceptycznie nastawiona? Kolejny magazyn, na tak małe zainteresowanie? No nic, i tak trzymam kciuki, chłopaki. Bo samo zorganizowanie rysowników, poza tym TAKICH rysowników, może być dla magazynu bardzo pozytywne.
Grzecznie przeszliśmy na warsztaty komiksowe, które w sumie były w miarę podobne do tych KRL'a. A przynajmniej większej różnicy ja nie widziałam. Tylko dorzucili sprawę publikacji, za co winszuję, bo mało kto o tym myśli. Warsztaty były robione na szybko, jako, że była obsuwa zwiazana z uprzednim wykładem Daniela Chmielewskiego.
Po tej imprezie, nie poszłam na nic innego. Za to, wybrałam się na symboliczne piwo z Łukaszem Babielem, Tomkiem Pastuszką, Bartkiem Sztyborem, Piotrkiem Nowackim, Danielem Chmielewskim (który gdzieś mi po drodze zniknął w barze mlecznym wraz z Piotrkiem i chyba KRL'em...) i Zuzią Kochańską. No i tym tam moim jegomościem (co się też Daniel zwie....). Strasznie sympatycznie tę chwilę z nimi spędziłam, ale szczególnie zaatakowanie Cukierni Ciuciu mi przypadło do gustu (a najbardziej ich słodycze.....). Gadka szmatka podczas jedzenia, a przy spacerku powrotnym na BFK rozmowa o komiksie, gdzie przyjemnie mi się zrobiło jak usłyszałam, że tam jednak ktoś kiedyś na tego bloga wszedł. Szkoda tylko, że odebrał to jako "reprezentację ałego zoo" (moje logo z surykatką, która ma kompletnie inne pochodzenie i powód, dla którego w logo była....). Ale o tym kiedy indziej.

Generalnie dlatego odebrałam ten festiwal, jako "spotkania", no bo to było towarzystwo raczej zamknięte. Zawsze te samo. Raczej mało osób z zewnątrz, chyba, że z samego Gdańska, jeżeli ktoś o tym przez przypadek usłyszał. I niby nie mam nic przeciwko temu towarzystwu, bo to śmiechowi ludzie, ale jednak, jeżeli chcemy ruszyć ten zakurzony komiksowy rynek, wypadałoby zakasać rękawy i się pobawić w PR.... do Festiwalu temu było troszkę daleko. Ale i tak, organizacja się nawet spisała! Foldery, ulotki, wszystko blisko i jasne, gratisowe wejście, giełda komiksowa (arf! niebezpieczne miejsce dla mojego portfela....)... tutaj winszuję!

PS. Czy ktokolwiek tak długi tekst kiedykolwiek przeczyta??

10 comments:

Pharas said...

Nie wiem czy o tym była mowa na spotkaniu odnośnie serwisy-blogi ale co do tego, że jest za dużo serwisów to część blogów stara się uzupełniać lukę w serwisach informując na bieżąco o tym co się dzieje za granicą. Najlepszy przykład - niedziele w Kolorowych Zeszytach i Motywie Drogi. Niestety żaden serwis tego nie robi (jedynie od czasu do czasu gdzieś jakiś news się ukaże), a w sumie powinien.

Być może serwisów jest za dużo ale obecnie największą ich bolączką jest to że skupiają się tylko na rodzimym rynku. Tak to widzę.

P.S.
I tak, przeczytałem cały wpis. :)

Daniel Chmielewski said...

Cześć Wanda.

Zaglądam regularnie, choć przez to, że nie wiedziałem, jak wyglądasz, nie skojarzyłem Cię z blogiem, a szkoda. Następnym razem.

Co do mojego udziału w tym wszystkim, to czułem się trochę out of place na panelu o blogach i serwisach, bo na dużo się w dyskusji nie mogłem przydać. Zresztą tak jak zauważyłaś, formuła spotkania była mocno ograniczająca zwłaszcza dla Łukasza, który ma dużo sensownych wniosków na te tematy.

A wykład - no cóż. Rozwlekle piszę, rozwlekle gadam. Zrezygnowałem ze złych przykładów, bo potrzebowałbym jeszcze więcej czasu. I nie nazwałbym tego, co pokazywałem jako "dobre kompozycje wg mnie", raczej "plansze świadomie zakomponowane przez autorów". Zbyt często, gdy pytam autorów po co coś w pewien sposób narysowali, czy zakomponowali, to odpowiadają "Nie wiem - bo tak fajnie". A z kolei gdy rozmawiam z czytelnikami o różnych pracach, to zazwyczaj słyszę "O, nie wpadłbym na to, że to może mieć znaczenie". Więc ogólnie chodziło o to, by poprowadzić wykład o to, by ludzie świadomiej tworzyli / odbierali. Zresztą na wykładach mówiłem, że nie ma jednego podręcznika, według którego można ocenić coś jako dobre lub złe - chodzi wyłącznie o przekazanie świadomej decyzji na tyle, by była możliwość jej odebrania. Mam nadzieję, że mimo przynudzania jednak powiedziałem choć jedną czy dwie ciekawe rzeczy. Jak nie, to następnym razem postaram się krócej.

Co do określenia "festiwal", to też masz rację. My tak to chwalimy, bo niezależnie od skali, nie musieliśmy się bać o niedziałające komputery na prelekcjach i organizatorzy co chwilę nas doglądali, by sprawdzić czy wszystko w porządku. Te drobne sprawy techniczne i interpersonalne to jest coś, czego czasem brakuje, zwłaszcza na WSK i chodzi o to, by inni brali przykład i by zachęcić ludzi do przyjechania w następnym roku.

Daniel Chmielewski said...

A, a komiks Karola nosi tytuł "Łauma". A pierwszy rozdział nazywa się "Wąż, SZEPTUCHA i stary kredens".

Pozdrawiam serdecznie.
D.

Dalvia said...

aj aj, no proszę. Czyli tytuł przekręciłam.
Daniel: ja nie wiem, wszystko, co mówiłeś, to wiedziałam, prawdopodobnie z moich studiów, pod tym względem więc trudno mi się wypowiedzieć. Ale nic to.
Ja lubię osoby, które gadają, przecież sama paplam jak najęta. Tylko tutaj niestety brakowało energii.
Zdanie, gdzie jest napisane "wg. Ciebie dobre", nie miałam na myśli, że tylko wg. Ciebie, tylko między innymi. Ojej, poplątało się. Wezmę zajęcia z języka polskiego, bo to bez sensu pisać wypowiedzi na jakiś temat, które potem opacznie zostaną zrozumiane.

Przy okazji, trudno mi porównywać to spotkanie z innymi polskimi festiwalami, bo nigdy nie miałam okazji się na nie wybrać. Albo nie wiedziałam o ich istnieniu (przed wyjazdem do Belgii), albo idealnie się z nimi mijałam (w marcu minęłam się o tydzień jakoś....). Tak troszkę dziwnie, ale mam nadzieję, że po moim powrocie w nasze piękne strony to się zmieni.

Jeżeli jakoś Ciebie uraziłam, to przepraszam. Stymże nadal uważam, że ludzie powinni być otwarci na jakąkolwiek krytykę. Mam nadzieję, że ją przyjąłeś po męsku ;)

Daniel Chmielewski said...

Wróciłem już z kąta, gdzie sobie popłakałem i teraz już męsko mogę znosić. A na poważnie, to bardzo dobrze, że to napisałaś, bo mogę pomyśleć nad innym rozłożeniem akcentów na przyszłych takich wykładach. O wiele bardziej przydatna jest krytyka, niż dyplomatyczne milczenie.

Tak naprawdę największym sprawdzianem dla organizatorów będzie następne BFK. Czy po tym, jak zachęcili grupkę wygadanych w sieci komiksiarzy do propagowania tego dalej, będą potrafili pójść o krok dalej w stronę festiwalu z prawdziwego zdarzenia - z większą ilością wydawców, z większą liczbą odwiedzających, etc.

Ystad said...

ciekawie było móc to przeczytać.

słyszeliście !? mam wdzięczną ksywę ! a wy nie ! i jestem słodki i uroczy i wszystkie och i ach i sratatata też.
Danielu jak można było nie skojarzyć tego autoportretu z żywą osobą :> przecież to prawie jak zdjęcie :)

klos said...

Jak tu słodko dyskutujecie. Nie to co te bluzgi na forach i portalach, aż sobie będę to czytał do poduszki ;)

Hehe, co do mnogości zinów i portali - dopóki się komuś kce robić to czemu nie? Warto sobie jedynie zadawać pytanie - "po co to robię i dla kogo"?

Od kiedy mamy ksero (czyli od dość dawna) - wydrukować zin jest bardzo łatwo i czemu nie? Teraz mamy do tego druk cyfrowy - wszystko to kosztuje niewiele - i fajnie. Ja mam nadzieję, że z tego zrodzi się też jednak jakaś konkurencja i twórcy kolejnych zinów będą się zastanawiać "co będziemy mieć czego inni nie mają?" i jakość pójdzie w górę.

Dalvia said...

Daniel: no już, już, masz lizaka.
I, jak rany, po raz pierwszy kogoś ciupinkę zjechałam, i nawet jest za wdzięczny. Powinnam to częściej robić. No, i wtedy lizaki będę rozdawać. Tobie już jeden wiszę ;)
Na następne BFK mam nadzieję przyjechać. Wtedy znowu ten sprawdzian ocenię. Bo coś czuję, że do tej pory nadal będę trochę outsider'em. Albo wtedy wezmę znowu kogoś nie w temacie. I będzie bardziej obiektywnie....

Ystad: Ty się tak już nie podniecaj! Ja tutaj mam dzień dobroci dla zwierząt, chyba dlatego mi się tak napisało, że ta ksywa jest wdzięczna! No, ale skoro już jest to na papierze, to nic nie poradzę... he he. A Timof'a nie zapomnę, co mi te plansze po kolei chciał mazać. 22 złote druku by poszło w cholerę... ach, Belgia krajem pieniędzy na drzewach rosnących.... a tak przynajmniej mówią...

Klos: ta, słodka dyskusja. Po raz pierwszy i chyba ostatni na moim blogu. Nie wiem, chyba mnie ktoś zalinkował, czy co, bo nigdy takiej popularności jak dzisiaj nie miałam. I może dla niektórych to pikuś tyle wejść, ale ja wciąż oczka przecieram.
Jeżeli idzie o ziny, to w sumie o takim podejściu nie pomyślałam. Ale konkurować samemu ze sobą? (Jeju i Karton, oba przez Pastuszkę robione :P). I niby łatwo wydrukować, i w ogóle, ale konkurencja byłaby zdrowsza, gdyby zwyczajnie był na coś popyt. A jak nie ma, to tak jak zjedzenie zbyt dużej ilości słodyczy, potem jest zwyczajnie niedobrze, i nie mamy przez jakiś czas na nich ochoty. Chyba, że są cukoholicy....

klos said...

Pamiętam, że w podstawówce robiłem zina szkolnego, który rozchodził się w liczbie 20-30 egzemplarzy :D Pewnie dlatego mam sentyment do niskonakładowych wydawnictw...

Z drugiej strony spójrz: w sieci bardzo często jedna osoba ma kilka blogów :D Ja myślę, że można mieć kilka zinów o ile przyświeca temu jakaś idea i te ziny się czymś od siebie różnią :)

A co do popularności - to niestety, zaistniałaś w grajdole - trzeba było się nie ujawniać - już za późno :D

kmh said...

Przeczytałem, dzięki, o to mi chodziło.