As a big fan of Star Wars, I do wan't that thing!!!:
Although, nothing more "kitsch" you wan't have, XD
and for 2700 dollars....
7/27/09
7/14/09
When women is out, guys are looking for some usefull cosmetics
Translation: "Oh... you're home?"
That was supposed to be an illustration for polish magasine "Glamour". But, didn't pass. Anyway. It's not "ended" work, they didn't need the best from the best, so I did it in about 1 hour. Although, a conception, a composition (something for Daniel Chmielewski ;) took little bit more, I had about 20 different ideas for it. Finally, I decided for this one. Maybe it's not the best, but I think it's quite cool.
Anyway, here we go.
7/7/09
7/2/09
(PL) BFK- podsumowanie
Dwóch osobników, kryjących się pod wdzięcznymi ksywami Ystad i kmh prosili o skomentowanie. I sądzę, że to by było nawet zdrowe szczególnie, że byłam ja, jako osoba spoza kręgu polskich komiksiarzy, i moja osoba towarzysząca, która jest kompletnie spoza kręgu jakiegokolwiek komiksu. Po każdym spotkaniu robiliśmy sobie niezłą dyskusję, no i tak jakoś sportowo i zdrowo doszliśmy do podobnych wniosków.
Nie mogliśmy być naturalnie na wszystkim po kolei, bo to było fizycznie niemożliwe. Niby było nas dwoje, ale ani jedno, ani drugie samo siedzieć nie chciało.
Pierwszego dnia poszliśmy na otwarcie. Troszkę spóźnieni byliśmy, ale była obsuwa, dużej więc różnicy to raczej nie zrobiło. Otwarcie polegało na tym, że wymieniało się wszystkich po kolei sponsorów. A pani, która chyba 5 minut przed rozpoczęciem dowiedziała się, że ma tłumaczyć, starała się nadążyć. Była strasznie zdenerwowana, zaschło jej w gardle. Punkty za organizację tłumacza, na razie minusowe niestety. Ale w sumie, obcokrajowców na tym festiwalu raczej nie było. Swoją drogą, jak to już wielokrotnie powtarzałam, nie nazwałabym tego "festiwalem", a raczej "spotkaniami" komiksowymi. Ale do tego zaraz dojdziemy.
Pierwszą rzeczą, jaką sobie zobaczyliśmy, to Blogerzy kontra Serwisy komiksowe. I niestety, zaczęła się prawdziwa dyskusja dopiero na pięć minut przed końcem. Mogłoby być naprawdę ciekawie oglądać obrzucanie się nawzajem błotem. Daniel Chmielewski (http://pubpodpicadorem.blogspot.com/) by zachował stoicki spokój, nie ma bata, ale Łukasz Babiel (http://motywdrogi.pl) skakałby jak wściekły pies. Zamieniłam nawet z nim potem parę słów, nadal był wkurzony jak osa, a przynajmniej ja to tak odebrałam. Dyskusja naprawdę mogłaby być ciekawa. Moje wnioski? Za dużo osób ma dostęp do internetu chyba... namnożyło się blogów, ale i serwisów. I jak blog ma, że tak to ujmę do tego prawo, nawet przy tak słabym rynku komiksowym, bo on wypowiada swoje zdanie, tak serwisów jest dużo za dużo. Te 6 portali, żetelnie dzielące się informacjami, jak najbardziej obiektywnymi, nie spełnia swojej roli przy tak małym zapotrzebowaniu rynkowym. Jestem za tym, aby to skrócić do dwóch serwisów. Jeden nie może być, nie może być monopolem, potrzeba zdrowej konkurencji. Dlatego dwa serwisy w zupełności wystarczą.
Potem wybrałam się na warsztaty KRL'a, które odebrałam jak najbardziej pozytywnie. Chłopak totalnie na luzie do tego podszedł, powiedział co wiedział, był jak najbardziej otwarty na opinie innych ludzi. Fajnie tłumaczył proces tworzenia komiksu na własnym doświadczeniu, prezentując swoją żmudną drogę do stworzenia "Wąż, szeptucha i stary kredens" (za poprawkę dziękuję Danielowi Ch...). Nie nazwałabym tego warsztatami, a raczej kolejnym wykładem, ale było to bardzo inspirujące. Chyba w następnym moim roku, zaatakuję belgisjkich profesorów słowiańskimi legendami...
Spotkanie z David'em Lloyd'em- bajeczne. Facet ma super poczucie humoru, chyba nikt się tam nie wynudził. Pół biografia, pół promocja książki, ale przede wszystkim, opowieść, w jaki sposób dosżło do tego, że V jak Vendetta zostało wydane. No i pięknie pokazana żmudna do tego droga. Że ni nie przychodzi od tak, po prostu, tylko trzeba naprawdę ciężko popracować. No, a potem po podpisy. Niestety, nieprzytomny stan umysłu spowodował, że zwinęliśmy się zaraz po podpisach. I następnego dnia żałowałam, że nie przeszliśmy się jeszcze na Bitwy Komiksowe, o których najzwyczajniej na świecie na śmierć zapomniałam. Ale przynajmniej wyspałam się ciupinkę...
W niedzielę, dnia następnego, wybraliśmy się na wykład Daniela Chmielewskiego (http://pubpodpicadorem.blogspot.com/) "Kompozycja jako coś więcej niż zbiór elementów na płaszczyźni". Daniel, zabij mnie, proszę Cię bardzo (zakładając, że kiedykolwiek wstępujesz na ten blog), ale było to śmiertenie nudne. Prawda jest taka, że Daniel przedstawiał wyłącznie w jego opinii dobre kompozycje (przy niektórych bym ostro się sprzeciwiała, ale grzecznie na tym krześle siedziałam), ale żadnych innych. Gdyby pokazywał zarówno i te złe, wytykał, dlaczego, prowadził dyskusję sam ze sobą, byłoby to szelenie interesujące. A tak, to strzelił monologiem na półtorej godziny, którego w sumie niewiele osób mogło zrozumieć, dlaczego to jest dobre w tym wypadku. No i właśnie, można by było się lepiej czasowo zorganizować. A szkoda...
Potem była szybka prezentacja projektu "Karton" (Tomasz "Asu" Pastuszka, Piotr Nowacki i Bartosz Sztybor). Bardzo pozytywny. I chociaż jestem ciupinkę na to sceptycznie nastawiona, to nadal zmotywowana. Dorwę się, przeczytam, to skomentuję. Dlaczego sceptycznie nastawiona? Kolejny magazyn, na tak małe zainteresowanie? No nic, i tak trzymam kciuki, chłopaki. Bo samo zorganizowanie rysowników, poza tym TAKICH rysowników, może być dla magazynu bardzo pozytywne.
Grzecznie przeszliśmy na warsztaty komiksowe, które w sumie były w miarę podobne do tych KRL'a. A przynajmniej większej różnicy ja nie widziałam. Tylko dorzucili sprawę publikacji, za co winszuję, bo mało kto o tym myśli. Warsztaty były robione na szybko, jako, że była obsuwa zwiazana z uprzednim wykładem Daniela Chmielewskiego.
Po tej imprezie, nie poszłam na nic innego. Za to, wybrałam się na symboliczne piwo z Łukaszem Babielem, Tomkiem Pastuszką, Bartkiem Sztyborem, Piotrkiem Nowackim, Danielem Chmielewskim (który gdzieś mi po drodze zniknął w barze mlecznym wraz z Piotrkiem i chyba KRL'em...) i Zuzią Kochańską. No i tym tam moim jegomościem (co się też Daniel zwie....). Strasznie sympatycznie tę chwilę z nimi spędziłam, ale szczególnie zaatakowanie Cukierni Ciuciu mi przypadło do gustu (a najbardziej ich słodycze.....). Gadka szmatka podczas jedzenia, a przy spacerku powrotnym na BFK rozmowa o komiksie, gdzie przyjemnie mi się zrobiło jak usłyszałam, że tam jednak ktoś kiedyś na tego bloga wszedł. Szkoda tylko, że odebrał to jako "reprezentację ałego zoo" (moje logo z surykatką, która ma kompletnie inne pochodzenie i powód, dla którego w logo była....). Ale o tym kiedy indziej.
Generalnie dlatego odebrałam ten festiwal, jako "spotkania", no bo to było towarzystwo raczej zamknięte. Zawsze te samo. Raczej mało osób z zewnątrz, chyba, że z samego Gdańska, jeżeli ktoś o tym przez przypadek usłyszał. I niby nie mam nic przeciwko temu towarzystwu, bo to śmiechowi ludzie, ale jednak, jeżeli chcemy ruszyć ten zakurzony komiksowy rynek, wypadałoby zakasać rękawy i się pobawić w PR.... do Festiwalu temu było troszkę daleko. Ale i tak, organizacja się nawet spisała! Foldery, ulotki, wszystko blisko i jasne, gratisowe wejście, giełda komiksowa (arf! niebezpieczne miejsce dla mojego portfela....)... tutaj winszuję!
PS. Czy ktokolwiek tak długi tekst kiedykolwiek przeczyta??
Nie mogliśmy być naturalnie na wszystkim po kolei, bo to było fizycznie niemożliwe. Niby było nas dwoje, ale ani jedno, ani drugie samo siedzieć nie chciało.
Pierwszego dnia poszliśmy na otwarcie. Troszkę spóźnieni byliśmy, ale była obsuwa, dużej więc różnicy to raczej nie zrobiło. Otwarcie polegało na tym, że wymieniało się wszystkich po kolei sponsorów. A pani, która chyba 5 minut przed rozpoczęciem dowiedziała się, że ma tłumaczyć, starała się nadążyć. Była strasznie zdenerwowana, zaschło jej w gardle. Punkty za organizację tłumacza, na razie minusowe niestety. Ale w sumie, obcokrajowców na tym festiwalu raczej nie było. Swoją drogą, jak to już wielokrotnie powtarzałam, nie nazwałabym tego "festiwalem", a raczej "spotkaniami" komiksowymi. Ale do tego zaraz dojdziemy.
Pierwszą rzeczą, jaką sobie zobaczyliśmy, to Blogerzy kontra Serwisy komiksowe. I niestety, zaczęła się prawdziwa dyskusja dopiero na pięć minut przed końcem. Mogłoby być naprawdę ciekawie oglądać obrzucanie się nawzajem błotem. Daniel Chmielewski (http://pubpodpicadorem.blogspot.com/) by zachował stoicki spokój, nie ma bata, ale Łukasz Babiel (http://motywdrogi.pl) skakałby jak wściekły pies. Zamieniłam nawet z nim potem parę słów, nadal był wkurzony jak osa, a przynajmniej ja to tak odebrałam. Dyskusja naprawdę mogłaby być ciekawa. Moje wnioski? Za dużo osób ma dostęp do internetu chyba... namnożyło się blogów, ale i serwisów. I jak blog ma, że tak to ujmę do tego prawo, nawet przy tak słabym rynku komiksowym, bo on wypowiada swoje zdanie, tak serwisów jest dużo za dużo. Te 6 portali, żetelnie dzielące się informacjami, jak najbardziej obiektywnymi, nie spełnia swojej roli przy tak małym zapotrzebowaniu rynkowym. Jestem za tym, aby to skrócić do dwóch serwisów. Jeden nie może być, nie może być monopolem, potrzeba zdrowej konkurencji. Dlatego dwa serwisy w zupełności wystarczą.
Potem wybrałam się na warsztaty KRL'a, które odebrałam jak najbardziej pozytywnie. Chłopak totalnie na luzie do tego podszedł, powiedział co wiedział, był jak najbardziej otwarty na opinie innych ludzi. Fajnie tłumaczył proces tworzenia komiksu na własnym doświadczeniu, prezentując swoją żmudną drogę do stworzenia "Wąż, szeptucha i stary kredens" (za poprawkę dziękuję Danielowi Ch...). Nie nazwałabym tego warsztatami, a raczej kolejnym wykładem, ale było to bardzo inspirujące. Chyba w następnym moim roku, zaatakuję belgisjkich profesorów słowiańskimi legendami...
Spotkanie z David'em Lloyd'em- bajeczne. Facet ma super poczucie humoru, chyba nikt się tam nie wynudził. Pół biografia, pół promocja książki, ale przede wszystkim, opowieść, w jaki sposób dosżło do tego, że V jak Vendetta zostało wydane. No i pięknie pokazana żmudna do tego droga. Że ni nie przychodzi od tak, po prostu, tylko trzeba naprawdę ciężko popracować. No, a potem po podpisy. Niestety, nieprzytomny stan umysłu spowodował, że zwinęliśmy się zaraz po podpisach. I następnego dnia żałowałam, że nie przeszliśmy się jeszcze na Bitwy Komiksowe, o których najzwyczajniej na świecie na śmierć zapomniałam. Ale przynajmniej wyspałam się ciupinkę...
W niedzielę, dnia następnego, wybraliśmy się na wykład Daniela Chmielewskiego (http://pubpodpicadorem.blogspot.com/) "Kompozycja jako coś więcej niż zbiór elementów na płaszczyźni". Daniel, zabij mnie, proszę Cię bardzo (zakładając, że kiedykolwiek wstępujesz na ten blog), ale było to śmiertenie nudne. Prawda jest taka, że Daniel przedstawiał wyłącznie w jego opinii dobre kompozycje (przy niektórych bym ostro się sprzeciwiała, ale grzecznie na tym krześle siedziałam), ale żadnych innych. Gdyby pokazywał zarówno i te złe, wytykał, dlaczego, prowadził dyskusję sam ze sobą, byłoby to szelenie interesujące. A tak, to strzelił monologiem na półtorej godziny, którego w sumie niewiele osób mogło zrozumieć, dlaczego to jest dobre w tym wypadku. No i właśnie, można by było się lepiej czasowo zorganizować. A szkoda...
Potem była szybka prezentacja projektu "Karton" (Tomasz "Asu" Pastuszka, Piotr Nowacki i Bartosz Sztybor). Bardzo pozytywny. I chociaż jestem ciupinkę na to sceptycznie nastawiona, to nadal zmotywowana. Dorwę się, przeczytam, to skomentuję. Dlaczego sceptycznie nastawiona? Kolejny magazyn, na tak małe zainteresowanie? No nic, i tak trzymam kciuki, chłopaki. Bo samo zorganizowanie rysowników, poza tym TAKICH rysowników, może być dla magazynu bardzo pozytywne.
Grzecznie przeszliśmy na warsztaty komiksowe, które w sumie były w miarę podobne do tych KRL'a. A przynajmniej większej różnicy ja nie widziałam. Tylko dorzucili sprawę publikacji, za co winszuję, bo mało kto o tym myśli. Warsztaty były robione na szybko, jako, że była obsuwa zwiazana z uprzednim wykładem Daniela Chmielewskiego.
Po tej imprezie, nie poszłam na nic innego. Za to, wybrałam się na symboliczne piwo z Łukaszem Babielem, Tomkiem Pastuszką, Bartkiem Sztyborem, Piotrkiem Nowackim, Danielem Chmielewskim (który gdzieś mi po drodze zniknął w barze mlecznym wraz z Piotrkiem i chyba KRL'em...) i Zuzią Kochańską. No i tym tam moim jegomościem (co się też Daniel zwie....). Strasznie sympatycznie tę chwilę z nimi spędziłam, ale szczególnie zaatakowanie Cukierni Ciuciu mi przypadło do gustu (a najbardziej ich słodycze.....). Gadka szmatka podczas jedzenia, a przy spacerku powrotnym na BFK rozmowa o komiksie, gdzie przyjemnie mi się zrobiło jak usłyszałam, że tam jednak ktoś kiedyś na tego bloga wszedł. Szkoda tylko, że odebrał to jako "reprezentację ałego zoo" (moje logo z surykatką, która ma kompletnie inne pochodzenie i powód, dla którego w logo była....). Ale o tym kiedy indziej.
Generalnie dlatego odebrałam ten festiwal, jako "spotkania", no bo to było towarzystwo raczej zamknięte. Zawsze te samo. Raczej mało osób z zewnątrz, chyba, że z samego Gdańska, jeżeli ktoś o tym przez przypadek usłyszał. I niby nie mam nic przeciwko temu towarzystwu, bo to śmiechowi ludzie, ale jednak, jeżeli chcemy ruszyć ten zakurzony komiksowy rynek, wypadałoby zakasać rękawy i się pobawić w PR.... do Festiwalu temu było troszkę daleko. Ale i tak, organizacja się nawet spisała! Foldery, ulotki, wszystko blisko i jasne, gratisowe wejście, giełda komiksowa (arf! niebezpieczne miejsce dla mojego portfela....)... tutaj winszuję!
PS. Czy ktokolwiek tak długi tekst kiedykolwiek przeczyta??
7/1/09
BFK
I have been at polish Baltic festival of comics. It was pretty fun, but some of things were seriously not even borring, but just without any sense, or disturbing in some way. Unfortunately, or fortunately, I've got some point of view for comic-books thanks to my studies and my friends from there. and so, hearing, how it looks like in Poland just terrified me. But, hell, maybe that'll change.
Or, when I'll come back next year, I will be really mad...
PS. Started new layout last week. Maybe I'll finish it this week. Donno. I've got work to do in my chocolate shop. 6 days of wroking at row is approching. Yay...... Will be there any time to draw? Hope so!
Or, when I'll come back next year, I will be really mad...
PS. Started new layout last week. Maybe I'll finish it this week. Donno. I've got work to do in my chocolate shop. 6 days of wroking at row is approching. Yay...... Will be there any time to draw? Hope so!
Subscribe to:
Posts (Atom)